sobota, 14 września 2013

Cisza przed burzą.

Jak wiadomo poranek do najlepszych nie należał. Obudziłam się przed siódmą. Jak nigdy o mały włos nie spóźniłam się do szkoły. Chociaż i tak strasznie nie chciało mi się do niej iść. Po co komu szkoła.. Gdy tylko otworzyłam oczy, ból głowy od razu dał mi znać. To było straszne. Cała poduszka była czarna od tuszu i kredki. Już wiedziałam co mnie czeka. Podniosłam się powoli, usiadłam na kraju łóżka a przed oczami wszystko zaczęło mi wirować. Stwierdziłam, że na pewno strasznie wyglądam na twarzy, więc przetarłam oczy dłońmi jeszcze bardziej wszystko rozmazując. Jak nigdy nie zależało mi wtedy na moim wyglądzie. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Udałam się do łazienki po drodze spotykając tatę.

- O matko, Monika. - krzyknął wręcz ojciec i mało nie padł na zawał. - Jak Ty wyglądasz, jakbyś się w błocie tarzała.- odpowiedział a ja spojrzałam na niego "spod byka".
- Dzięki tato za komplement. - odrzekłam niechętnie i weszłam do łazienki.

Podeszłam do lustra i sama się siebie przestraszyłam.
- Boże, co to za potwór?!
Powiedziałam sama do siebie załamując się kompletnie. Od razu wzięłam swoje kosmetyki i zaczęłam zmywać wszystko z twarzy. Ok może i złamał mi serce facet, ale nie będę przez jakiegoś dupka wyglądać jak czarownica.

Całe umycie twarzy zajęło mi kwadrans. Szybko umyłam zęby, zaczesałam włosy w koka i wróciłam do pokoju.
Pomalowałam sie lekko i ubrałam leginsy i luźną koszulkę na góre. Wzięłam telefon, torbę i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i założyłam szybko buty. Oczywiście mama musiała mnie rano zobaczyć.
- Monika, śniadanie.- powiedziała podając kanapki na stół.
- Nie jestem głodna. - odpowiedziałam i wyszłam z domu.

Hm, no dobra może i to nie było miłe. Mama nic mi nie zrobiła, ale nie miałam ochoty jeść ani z nikim rozmawiać a tym bardziej się tłumaczyć co się stało co na pewno czekało mnie przy rozmowie z mamą. Tak strasznie byłam zła na wszystko i na wszystkich, że bez kija nie podchodź.

Jak zawsze kwadrans zajęło mi dotarcie do szkoły. Gdy tylko przekroczyłam jej próg, od raz odmówiłam litanie, by nie było w tym dniu Damiana, a ta Karolina nie zbliżała się do mnie na km i nie pokazywała na oczy, bo jej te śliczne kudły chyba wyrwe.

Nie wchodziłam do szatni. Było jeszcze ciepło, więc nie trzeba bylo jeszcze zmieniac butów. Poszłam piętro wyżej gdzie w 15 miałam mieć j.niemiecki. Na szczęście z wychowawczynią, więc mogłam mieć 45 minut spokoju.
Ale po drodze nie obyło się bez "niespodzianek". Na stołach przy sklepiku szkolnym jak na złość siedział kto? Damian. Udawałam, że go nie widzę. Ale on od razu wstał i podbiegł do mnie chwytając mnie za rękę. Z uśmiechem na twarzy zapytał:
- Moniś, co jest? Nie poznajesz swojego przyjaciela?
- Widocznie nie i daj mi spokój.
- Ej co Ci jest? Zachowujesz się tak strasznie dziwnie od naszego spotkania na rynku.

No tak, normalne. Logika facetów. Nic nie zrobiłem, to ona jest dziwna. Nie wiem o co jej chodzi.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego.
- Słuchaj kolego, jesteś takim dupkiem jakich niemało niestety. Puść mnie i idź sobie już.- odpowiedziałam dość głośno, a jego koledzy dziwnie się na nas popatrzyli. A niech patrzą. Niech zobaczą, że ich kolega nieźle sobie u mnie przeskrobał.

Damian nie wiedząc co jest puścił moją ręke a ja mogłam swobodnie udać się na lekcje.
Weszłam do klasy i usiadłam na swoich miejscu. Nie wyciągnełam nic z torby tylko siedziałam cicho przez całą lekcje. Byłam tylko obecna ciałem na niej, bo duchem na pewno nie.

Cały dzień w szkole tak strasznie mi się ciągnął. Ciągle widziałam Damiana i to z kim, z Karolinką. Znów się modliłam, by ten już dobiegł końca.

Po szkole oczywiście musiałam iść na trening. Nic kompletnie mi nie wychodziło. W ogóle nie mogłam wbić się w boisku w ataku a do przyjęcia nawet nie chciało mi sie ułozyć dłoni. Oczywiście jak przypuszczałam dostałam ładne i obszerne kazanie od trenera. Skłamałam, że to po tej kontuzji nie mogę w ogóle wrócić do pełni zdrowia, ale obiecałam, że wszystko się ładnie zaraz ułoży. Musiało. Nie mogłam zawalić szkoły i treningów przez Damiana.

Pod sam wieczór wróciłam do domu. Od razy poszłam do kuchni coś zjeść. Zabrałam naleśniki z serem i poszłam do siebie. Na szczęście rodziców nie było w domu. Zjadłam nalesniki, umyłam się i przebrałam w moje ulubione piżamy. Wzięłam laptopa i schowałam się pod kołdre. Włączyłam go i poszukałam transmisji meczu. Dzis grała moja ukochana Barca.
Zaczęła się już La Liga, więc było co pooglądać wieczorami. Po kilku minutach zaczął się mecz. Widok Fabregasa na boisku zawsze dawał i będzie dawał mi powody do uśmiechu. Jest takim wspaniałym piłkarzem. Kochającym to co robi, bardzo się stara i daje z siebie wszystko w każdym meczu. Mecz jak zawsze pełen emocji i zakończony wygraną. To właśnie najlepszy klub na świecie. Innej opcji nie ma.
Po skończonym meczu wyłączyłam laptopa i odłożyłam na biurko. Od razu wsunęłam się pod kołdrę. Szybkoa chciałam usnąć, by nie naszyły mnie zaraz te straszne rozmyslania nad tym co się stało. Odwróciłam się na brzuch i zamknęłam oczy. Po kilku minutach zasnełam jak małe dziecko.

PS: Rozdział z nutką piłki nożnej dla Eveline ;*

2 komentarze:

  1. Ona powinna spakować manatki i jechać do Barcelony zarywać Fabregasa, wtedy by była szczęśliwa! :D
    Ach no i dziękuję za dedykację! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Ewi :D hahahha Powinna ;D !
    Ohhh. i dobrze, że mu tak powiedziała, a co !

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy